Tylko jedna z nich ucieknie w bok. Ta dobra. Źródło: http://www.prometheus-movie.com |
Wyobraźmy sobie że reżyser który stworzył "Milczenie owiec" stworzył nowy kryminał/thriller, osadzony w czasach współczesnych, opowiadający o seryjnym mordercy. Główny bohater na scenie zbrodni nie zdejmuje odcisków palców, pobliski monitoring nie zostaje przejrzany a podejrzanego wypuszcza nawet bez przesłuchania na "słowo harcerza". W dodatku głównemu bohaterowi asystował by mu szef dający mu 24 godziny na rozwiązanie sprawy, policjant-rywal który pomaga w ostatniej scenie. No i zapomniałbym że morderca w ostatniej walce już prawie wygrywa ale potem nadziewa się na kolce. I to wszystko tak na poważnie, to znaczy nie pod znakiem komedii lub kina w stylu Quentina Tarantino. Nic by takiego filmu nie uratowało. Nawet ładne ujęcia, nawet ciekawe sceny walki (dwie lub trzy, krótkie bo wszak to kryminał a nie kino akcji). Nic. Powstał by gniot.
I dla kina SF takim gniotem jest Prometeusz (blisko mu do AvP 2, tylko że z budżetem x100). Nie wierzyłem w to zanim nie poszedłem. Specjalnie nie czytałem recenzji. Zresztą dużo z nich kłamie w moim mniemaniu rozgrzeszając ten film (stąd też ten wpis). Powiedzmy sobie szczerze: Prometeusz jest słabizną przeznaczonym dla 14 latków na który pójdą też dorośli którzy lubili "Obcego". Dlaczego jest tak źle? Przede wszystkim dlatego że jest to kino S-F bez tego słowa na S. Rozjazd z logiką/nauką jest gigantyczny bowiem zaniedbania nie stanowią jedynie drobnych elementów tła lecz w zasadzie umożliwiają toczenie się dalej akcji. Obala to teorię że Ridley Scott na pewno miał świetny scenariusz i super wersje reżyserską a przyszli źli producenci pocięli film i wyszły nielogiczne rzeczy. Najlepsze przykłady: