niedziela, 17 lipca 2011

GMO w Afryce

Republika Kenii dołączyła do trzech innych afrykańskich krajów zezwalając na hodowlę komercyjną upraw GMO  . Oczywiście hodowle obwarowywane są długą listą wymagań i dopiero po 20 latach od wprowadzenia uprawy oraz po potwierdzenia braku istnienia negatywnych skutków jej hodowli dalsze wymagania nie będą konieczne. Oczywiście jest wielu przeciwników podobnego systemu: Anne Wanjiku Maina adwokat, członek grupy anty-GMO wskazuje na "nieetyczność" oraz "sprzyjanie interesom firm biotechnologicznych a nie farmerom". Ma w swoich zarzutach pewną rację: umowy pomiędzy firmą a farmerem zobowiązują go do corocznego zakupu ziarna (na zasadzie kontraktu zabraniającego hodowli z ziaren zebranych z poprzedniego sezonu). Jednak farmerów do zakupu ziaren nikt nic zmusza poza faktem, że bez roślin GMO osiągną niższe dochody [1]. ( Przypomina mi to jeden z wykładów dotyczących GMO wygłoszonym na XI Ogólnopolskim Akademickim Seminarium Studentów Biotechnologii - prowadzący zadał wtedy pytanie na temat wykrycia przez Greenpeace "nielegalnej" uprawy kukurydzy GMO. "Jak oni to wykryli?" W głowie zaczęły mi się pojawiać testy na wykrycie białek z  Bacillus thuringiensis  czy testy PCR. Odpowiedź była znacznie bardziej prosta: "po prostu nie były w 50 % zjedzone przez szkodniki. (głównie Ostrinia nubilalis ). Sama decyzja władz Kenii cieszy mnie- bowiem w przypadku susz czy innych klęsk żywiołowych użycie upraw GMO pomoże Afryce uporać się z problemem głodu własnymi siłami.

Konieczność ciągłej edukacji oraz promowania GMO można skwitować jednym ze zdjęć zrobionym w szkole w okolicach Gdańska:

[1]  Natasha Gilbert Kenya set to give green light to GM crops| Nature | doi:10.1038/news.2011.410

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz