środa, 1 sierpnia 2012

Prometeusz: Czy dobre kino SF oznacza dobre SF?

Żródło: http://www.facebook.com/JuniorBrandManager
Krytyka książki Sokala i Bricmonta wychodziła głównie ze stanowiska, że postmoderniści mają prawo do swobodnego redefiniowania pojęć matematycznych i ich użycie nie musi być w żaden sposób zbieżne z ich rozumieniem w matematyce. Jeśli na przykład Jacques Lacan posługuje się pojęciem pierwiastka z -1 w sposób bezsensowny z punktu widzenia matematyki to nie należy go traktować dosłownie, ale jako metaforę lub symbol w prywatnej przestrzeni nazw Lacana, nie mający związku z matematyką.
- http://pl.wikipedia.org/wiki/Modne_bzdury


Fantastyka naukowa od dobrych kilkudziesięciu lat przestała być domeną jedynie literatury. Duża cześć gier komputerowych, komiksów czy wysokobudżetowego kina akcji to wytwory "SF". Cudzysłów w poprzednim zdaniu bierze się z rozgraniczenia pomiędzy formą przedstawiającą problemy, tezy związane z osiągnięciach nauki i techniki czyli science fiction a jedynie tworami używającymi rekwizytów kojarzonymi z SF np. laserami czy statkami kosmicznymi. Jest to twarde rozgraniczenie eliminujące z rozważań większość książek, filmów itd. kojarzonych z gatunkiem (niestety mających się do fantastyki naukowej jak pornografia do "Romeo i Julia").
 Jeśli potraktować samą fantastykę naukową oderwaną od formy w jakiej jest podana jako zbiór problemów czy możemy ją wartościować? Czy pomimo tego że książka- nudna, źle napisana z dialogami wołającymi o pomstę do nieba ale zawierająca przemyślenia stanowiące źródło doktoratów dla bioetyków jak i inspiracje dla inżynierów może być nazwana dobrą książką science fiction? A może należało by ją nazwać  słabą książką ale dobrym materiałem SF?

W przypadku filmów mamy zwykle "rdzeń" ma charakter odtwórczy. Tak zwane klasyki:  2001: Odyseja kosmiczna, Blade Runner, Diuna czy Stalker zostały nakręcone na podstawie dzieł literackich. W tym przypadku "dobry film SF" przedstawia już istniejąca treść fantastyczno naukową w formę filmową. Podaje ją w sposób estetyczny, zwykle też zmodyfikowany ale w taki sposób by pierwotne idee (lub przynajmniej ich cześć jak w Blade runner) nie zniknęły.  I tutaj dochodzimy do sprawy Prometeusza. Film ten w dużej ilości recenzji został jako klasyk gatunku lub co najmniej dobry film SF. Zwykle te określenia mają charakter bardzo lakonicznej informacji, niczym "Słowacki wielkim poetą był!". Co temu przeczy?

- Wewnętrzna logika.
 Jest to najbardziej podstawowym kryterium dzieła mającego aspirować do miana fantastyki naukowej. Wiele kluczowych elementów może nie istnieć w naszym świecie albo wręcz przeczyć jego zasadom jednak mechanizmy związane z danym elementem muszą mieć umocowanie w danym uniwersum. Przykładem może być przyparawa z Diuny. Sama w sobie zupełnie fantastyczna lecz działa na nią np. mechanizm podaży i popytu. W przypadku Prometeusza z logiką działań jest na bakier (pierwsza część recenzji), a może gorzej bowiem zastąpiła ją logika filmowa (np. burza porywa łazik ale nie ludzi bo to ładnie wygląda, sondy skanują ale nie dają praktycznej mapy itd.).

- Kiosk z problemami
W przypadku Prometeusza mamy wręcz natrzęsienie elementarnych dla fantastyki naukowej: przedłużanie życia, spotkanie obcej rasy, spotkanie rasy "twórców", socjologiczny problem wiary w starciu z nauką, uczucia u robotów. Podobne zaludnienie na kartkę/minutę filmu widziałem jedynie podczas czytania Ślepowidzenia Wattsa. Jednak w Prometeuszu poza właściwie zaakcentowaniem każdego z tych problemów nie ma rozwinięcia, puenty, ba nawet jakiegoś oryginalnego przedstawienia ich. (Zresztą cały film jest pełny wątków zupełnie nic nie wnoszących i potraktowanych jako wypełniacz- dla części widzów stanowi to dowód na dojrzałą wielowątkowość odróżniającą od innych letnich blockbusterów dla mnie po prostu jest to nieudolna rzemieślnicza wyliczanka rzeczy muszących się znaleźć w filmie nadająca się do "Junior brand manager"). Niestety król jest nagi.

- Nowa estetyka? 
Wiele osób nie znosi ekranizacji opowiadania Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Mają oni swoje racje: większość scen, ważnych elementów świata pozmieniano lub usunięto. Nikt jednakże nie może odmówić porażenia wręcz wizualnego i dźwiękowego w tym filmie. W przypadku Prometeusza mogę zgodzić się jedynie częściowo. Tutaj następuje chyba największa subiektywizacja.  Surowe sceny krajobrazów, ujęcia statku (choć jak zwykle w kosmosie statki wydają dźwięki, że może być inaczej udowadnia Odyseja Kosmiczna) są bardzo ładne. Natomiast potwory (macki? no już tylko "szarak" byłby bardziej oklepany), wnętrza, ubrania i ekwipunek najwyżej średnie- wszystko to już gdzieś było. Podobnie z muzyką: to już było.

Od ostatniej recenzji zdołałem ochłonąć- ocena jest taka sama. Przydała by się jeszcze lepsze zdefiniowanie "gniota". Nie mam bowiem pisząc tak w myślach filmu typu "Megarekin vs Stalowa Ośmiornica 3" tylko super produkcje ulepione w gigantyczny remiks ogranych motywów, scenografii tak aby przeciętny widz dostał choć trochę tego co lubi (a jak wiadomo lubi to co już zna).

1 komentarz:

  1. Opisałeś tutaj wszystko aż nazbyt zrozumiale.. dzięki czemu ostatecznie dotarło do mnie dlaczego "Prometeusz" wciąż mi się podoba.
    Jest wszystko, co trzeba. Statki kosmiczne, roboty, obca rasa.... a macki i tandeta są w moim odczuciu charakterystyczne dla "Obcego".
    Jak wspominałam, badziewne zakończenie i mnogość dziur w scenariuszu to coś, czego nie da się nie zauważyć.., a jednak klimat całości w jakiś sposób zrekompensował mi tę niedołężność.
    Bo i, jak była mowa wyżej - ludzie lubią to, co już znają. I to święta prawda.
    Niestety spora część widzów filmów tej kategorii (pomijając maniaków/znawców/lubiących się w..) SF nie tylko nie zwraca uwagi na elementy, o których wspomniałeś, a nawet nie jest w stanie zrozumieć tak prostackiej i łopatologicznej (jak w przypadku ("POrometeusza")fabuły. Cieszę się, że nie należę do tej częśći odbiorców, ale coś jednak jest ze mną nie tak. Może zwyczajnie lubuję się w tandecie, tylko muszę dorosnąć, by się do tego otwarcie przyznać.

    OdpowiedzUsuń