piątek, 14 października 2011

Syta rewolucja w Warszawie

Proletariat obrał sobie święto wiosny za dzień swego święta, ponieważ w wielkim procesie historycznym przypadła mu podobna rola, jak wiośnie w procesie rozwijania się przyrody. Socjalizm wyzwala młode, twórcze siły społeczeństwa, rzuca podwaliny pod nowy, słoneczny świat sprawiedliwości i prawdy, kroczy na czele postępu gospodarczego, skupia w sobie bogactwo wielkich idei moralnych, w ogóle jest dźwignią powstawania i rozwoju wyższych i bujniejszych form życia ludzkości. Dzień pierwszego maja jest zatem w swej najgłębszej treści świętem wiosny.
- Adam Próchnik, Czym jest dzień 1 maja,

Przez pokolenie obecnych absolwentów-studentów-licealistów przetacza się swoista klęska urodzaju. Kończąc liceum niewiele osób słyszy: „pracuj, nie będziemy ci dłużej utrzymywać” a raczej wybiera studia podług tego jaki rodzaj wiedzy byłby dla niego ciekawy. Nie ma potrzeby zastanawiać się czy znajdzie się po tym praca. Studia w mniemaniu tej całkiem sporej grupy czasem gdzie można wypełniać swoją „pasję” i używać życia studenckiego. Gdy po zostaniu jednym z setek absolwentów tego samego kierunku z minimalnym doświadczeniem (praca w kawiarni takiej nie daje)  i zwykle minimalnymi umiejętnościami (zwykle jest to tylko umiejętność przeczytania i zapamiętania tekstu oraz przepisania w sposób „twórczy” z jednego tekstu w drugi) zaczyna się brutalne zderzenie z rzeczywistością.



W tym przypadku romantycy, karmieni przez uczelnie nadzieją, stwierdzają że nie jest różowo- nie ma stabilizacji typowej dla łatwego życia studenta. Wtedy też łatwo zostać „oburzonym”. Ten Polski odpowiednik „europejskiej rewolucji” składa się głównie z „młodych i ambitnych” którzy albo nie radzą sobie w dorosłym życiu albo już widzą że nie da się pogodzić „realizacji pasji” i „zarobienia na własne mieszkania”. Oczywiście powstały ruch sformułował już swoje postulaty ale ich rodzaj wraz z ideą „oburzenia” ma charakter stwierdzenia że „jest źle ale powinno być lepiej” a nie „jest źle i trzeba zrobić to i to aby było lepiej”. Bardzo wymownie o całym ruchu świadczą wypowiedzi jej uczestników:

Michalina Pągowska, studentka filozofii i italianistyki: Jestem oburzona, bo nie mam wpływu na swoje życie. Czuję, że politycy, którzy mają dbać o nasze potrzeby i bezpieczeństwo, tego nie robią. Nie reprezentują nas w najmniejszym stopniu. Edukację traktują jak towar. Nie ma miejsc w przedszkolach, w żłobkach. Nie ma mieszkań komunalnych . Z jednej strony czuje że nie ma wpływu na swoje życie a z drugiej strony chciałby żeby władza zajęła się jej potrzebami (niech da mieszkanie, prace, przedszkole i żłobek dla jej dziecka a wtedy całą resztą już pani Michalina będzie sobie zarządzać) [1].  

Do najmniej „wygórowanych”  postulatów jest anulowanie opłaty za drugi kierunek studiów. Godzi to właśnie w ten „romantyczną” wizje studiowania. Niestety z punktu widzenia państwa studia są transkacją: student w zamian za opłacenie długiego szkolenia ma nabyć umiejętności których wykorzystanie zwróci społeczeństwu poniesione koszty. Gdy jednak studia okazują jedynie nieudaną inwestycją (a taką jest posiadanie tych samych kwalifikacji zawodowych co po szkole średniej) to należy ją choć trochę ukrócić. A likwidacja bezpłatnego drugiego kierunku pozwoli właśnie na zlikwidowanie szarej strefy ludzi którzy robią to tylko dla sztucznego wydłużenia dzieciństwa (a nuż tym razem praca spadnie z nieba) lub wyłudzeniu jedynie ulg w PKP/stypendium. A taki proceder jest Uniwersytetom na rękę- student socjologi ma przepisane ¾ przedmiotów z politologii ale dotacja jest 100%. Co najważniejsze nikt  bowiem nie zabrania studiować dwóch kierunków lecz jeśli za drugi trzeba płacić to student musi przekalkulować: „czy wydane teraz pieniądze zwrócą mi się po podniesieniu kwalifikacji?”. Jeśli na takie pytanie odpowiedź brzmi „nie” albo nie zadajemy takiego pytania bo studia służą „do spełniania marzeń”  to rzeczywiście nie zostaje nic innego tylko protestować. Jednak nie można się dziwić że tego typu apele pozostaną bez odpowiedzi (najgorzej jeśli pojawi się „troskliwy” który obieca że da mieszkanie, prace, życiową szanse itd. a wystarczy tylko na niego zagłosować) 

W całej tej sprawie nie można zaprzeczyć że ci właśnie młodzi mają energię i potrafią do szybko stworzyć stronę www, namówić do spotkania media czy nawet po prostu przyciągnąć chętnych [2]. Z własnych obserwacji na Wydziale Chemicznym Politechniki Gdańskiej wynikło że młodzi ludzie są niezbyt chętni do organizowania się i poszerzania własnych horyzontów- do kilku kół naukowych/organizacji nie należało więcej niż 5% populacji studentów (a przecież politechnika skupia tych „ambitnych”). Być może tego typu ruchy choć trochę pobudzą do działania młode pokolenie. Szkoda tylko iż zaczynają od ruszenia z motyką na słońce bo może ostudzić to pozytywny zapał wielu. 

[1] http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,10468355,Oburzeni_czy_znudzeni_Starbucksem__Juz_w_sobote_marsz.html
[2] http://15pazdziernika.pl/

2 komentarze:

  1. Trzeba by zorganizować kontrmanifestacje ze starymi, sprawdzonymi hasłami typu "Studenci do Nauki"

    OdpowiedzUsuń
  2. Zasadniczo nie jest to zła myśl- napiszmy projekt do UE, wynajmiemy firmę trudniącą się "eventami" i na każdą demonstrację przygotuje się kontr-demonstrację (aby był pluralizm).
    Swoją drogą dziś przeczytałem że kawiarnia krytyki politycznej zatrudnia barmanów na podstawie "umów śmieciowych" - bardziej radykalni (nie musieli zapewnić sobie tuby medialnej) nawet zrobili jakiś protest w związku z tym. Pokazuje to jak łatwo pewne hasła się wygłasza a jak trudno jest później je wyegzekwować.

    OdpowiedzUsuń