środa, 26 stycznia 2011

Dawid Szymański "Stratum" cz. II


Substrat 2: Wieczne Dni
Matryca – Pierwsza Maszyna Myśląca znajdująca się na Ziemi Pierwszej. Theorie ludzkie po śmierci ciał są w niej archiwizowane i wykorzystywane jako podprogramy. Matryca planuje rozwój i działania Ludzkości, jej organami wykonawczymi są trzej członkowie Kouncylarium.
Łono – mianem tym określa się maszyny produkujące nowych ludzi, lub gotowe ciała dla tych, którzy mają przywilej życia przez więcej niż jedno ciało.





Stał na tarasie widokowym, wysoko nad miastem pokrywającym kontynent europejski. Pogoda była dobra, a niebo bezchmurne, więc momentami dostrzec można było kształty hiperstruktury na niebie. Nad miastem unosiły się, niczym chmara owadów setki statków latających, w stanie ciągłej gotowości. Wspomniał XXIII wieczną książkę historyczną i pomyślał, że od czasów Schizmy wojna nigdy nie była już taka sama. On sam owe dawne czasy pamiętał doskonale; był wtedy zwykłym szeregowym, ale jego zasługi pozwoliły mu żyć w aż trzech ciałach; potem gdy utworzono Astrolabium dostał ich nieograniczony przydział. Dzięki temu, znał początek, przebieg i finał Schizmy oraz całej historii człowieka od tamtej pory. Wojny ludzi z eterycznymi i Techludźmi. Wielkie odkrycia w nauce. Zjednoczenie. Wróg. Rdza.
Dostrzegł, iż ktoś za nim stoi. Wiedział kto.
            - Ziemia342. Piękna. Ale już niedługo – usłyszał beznamiętny głos kogoś, kto próbował w swej wypowiedzi zawrzeć jakieś emocje, z lichym skutkiem. Odpowiedział, nie odwracając się:
            - Rdza, Kolapsator i Wojna pożerają nasze światy szybciej, niż odkrywamy i kolonizujemy nowe. Wszystko przez bezmyślność Kouncylarium oraz waszą…
Poczuł dłoń na ramieniu.
            - Na twoim miejscu, astroliarcho, wstrzymałbym się od takich komentarzy. Twoje ciała mimo wszystko należą do Astrolabium…
            - Zapomniałem się, wybacz. – powstrzymał emocje. - Czy flota jest gotowa?
            - Owszem, czekają w Nadwymiarze. Będziesz miał szansę osobiście zobaczyć, jak niszczymy jeden ze światów Wroga.
            „Jakbym nigdy nie widział” – odpowiedział astroliarcha w duchu; zmęczenie ogarnęło go na sama myśl o zadaniu jakie dostał: „cykliczna inspekcja działań militarnych losowo wybranego organu militarnego”. Ta cocyklowa, rutynowa procedura przyprawiała go o mdłości, dałby sobie uciąć prawicę, że żaden astroliarcha z nią nie przepada. No chyba, że
jakiś fanatyk, a tych nie brakowało.
            Przestrzeń i czas wokół hiperstruktury były dziwacznie zagięte. Pomimo, iż Ondrey 3006 widział to n+1 razy, zawsze go to fascynowało.
            Znajdował się na pokładzie Hyperborei, jednego z flagowych statków wojennych Ludzi. Pamiętał monotonne i długie podróże gwiezdne z czasów Schizmy; dziś te podróże trwały kilka sekund, gdy statek zaginał przestrzeń i czas, tak aby to góra przyszła do Mahometa, a nie odwrotnie. Powiedzenie przetrwało, lecz kim był Mahomet – to już nie było wiadome.
            Dotarli już po kilku chwilach. Wróg zamiast używać hiperstruktur, kolonizował różne światy tej samej Przestrzeni. Z jednej strony, Człowiek łatwiej mógł je odnaleźć i zaatakować; z drugiej – ich przestrzeń nie była narażona na działanie Rdzy, ani kolapsatora, gdyż żadne z tych zjawisk nie pojawiało się dwa razy w tym samym miejscu – a przez akurat tą przestrzeń obydwa zjawiska przeszły wieki temu, oszczędzając najważniejsze układy Wroga.
            Na orbicie zielonej planety czekała już flota Wroga – statki dziwnych kształtów, sprawiające wrażenie niegroźnych. Astoliarcha ziewnął. W świecie, gdzie czas, odległości ani śmierć nie miała znaczenia, wszystko włącznie z Wojną było wieczne. Wynik tej bitwy nie miał najmniejszego znaczenia.
            Taniec stalowych potworów w próżni. Bez sensu, bez pożytku. Człowiek podczas Schizmy i przed nią skolonizował mnóstwo światów, ale dziś wszystkie były puste. Przestało się to opłacać. Toteż walka nad ową feralną planetą była bez sensu; po zniszczeniu sił Wroga glob zostanie pusty. W razie przegranej, załoga floty obudzi się z powrotem na Ziemi, z theoriami wpisanymi w nowiutkie ciała. Błogosławione niech będą wszystkie formy inteligencji.

            „Początkowo, na kolejnych Ziemiach budowano monumentalne miasta, z czasem pokrywające całe kontynenty – jak za czasów Schizmy. Dziś najczęściej po odkryciu nowej Ziemi i otoczeniu jej hiperstrukturą buduje się na jej powierzchni Klastry – wielkie budowle, mieszczące miliony mieszkańców. Jest to tani i szybki sposób na kolonizację, a także dodatkowa ochrona mieszkańców przed Rdzą”

            Po dwóch dniach planeta została zdobyta. Było na niej tylko jedno miasto, po którym został teraz jedynie radioaktywny lej. Jednostki Wroga zostały wybite do cna, ponownie nikt nie pofatygował się, aby złapać jeńców i poznać Wroga od chociażby anatomicznej strony (kiedyś prowadzono takie badania, ale wobec wieczności wojny – zaniechano ich); dookoła planety dryfował pierścień zniszczonych baz orbitalnych i wraków ogromnych krążowników. Straty Człowieka w ludziach były spore, ale biorąc pod uwagę nieśmiertelność uprzywilejowanych członków ludzkiej rasy – były zerowe. Stracono jedynie kilka statków i wehikułów naziemnych. Ondrey 3006 nudził się śmiertelnie pisząc raport dla dowództwa Astrolabium.

            Mijały miesiące, a sytuacja zdawała się stabilizować. W sektorach wojennych, działania ofensywne Ludzkości i Wroga pozostawały bez zmian – duże bitwy, duże straty,  żadne zyski, brak znaczenia. Jedyną zmianą był fakt, że większość bitew toczyła się w przestrzeni Wroga, tymczasem przeciwnik rzadko atakował Ziemię i jej alternatywy. Szala zdawała się przechylać na stronę Ludzką.

            Astroliarcha Ondrey 3006 uczestniczył w kolejnych obradach Kouncylarium Głównego. Kolejne bezowocne wnioski, ustalenia bez znaczeń.
            - Autorytarium Hiperstruktury 12293 wnosi o zwiększenie przydziału wojsk w Przestrzeni. Wniosek motywowany danymi o zbliżającej się międzywymiarowej flocie Wroga, poparty przez Autorytaria struktur sąsiednich w kierunkach 2, 4, 6…
            - Wniosek odrzucony – głos z za pomarańczowego sukna był jak zwykle beznamiętny.
Ondrey 3006 spojrzał na delegata Autorytarium, i w duchu po raz pierwszy zgodził się z decyzją Kouncylarium – te struktury były stare, ale słabo zamieszkane z powodu niskiej wartości strategicznej. Coś tu nie grało.
            Delegat Autorytarium miał ciało kobiety w młodym wieku; niskiej blondynki o szarych oczach. Bogato haftowana w orientalne wzory szata, mogła sugerować przynależność Theorii do regionów PanOrientu, podczas Schizmy. To oznaczałoby duży wiek i doświadczenie; jednakże strój ów mógł być zwyczajną oznaką próżności – ale ta opcja była mało prawdopodobna.
            - Wnoszę o ponowne rozpatrzenie – blondynkę poparł człowiek o diabelskim wyglądzie, czarnych, gęstych brwiach oraz takowym zaroście. Ubrany był w zwyczajowy strój Astroliarchy – czarny płaszcz.
„A co ma do tego Astroliarcha?” – w znudzonym umyśle Ondreya 3006 zrodziło się pytanie. Na chwilę na sali zapadła cisza. Deszcz zaczął dzwonić o szyby gmachu. Gdzieś na zewnątrz buczały silniki przelatującego opodal sterowca.
            Wreszcie odezwał się głos jednego z cieni, skrytych za pomarańczową przesłoną.
            - Kouncylarium udziela zgody. Przydział wojsk zostanie zwiększony o 27%. – po chwili, znajdująca się na sali techdrukarka rozpoczęła drukowanie oficjalnego glejtu tranzytowego wojsk, sygnowanego najwyższą pieczęcią Astrolabium.
            Ondrey 3006 obudził się, niczym z letargu. Dotarło do niego, co właściwie się stało. Kouncylarium, zgodziło się na zupełnie idiotyczną decyzję, na podstawie wniosku słabo znanych Delegatów z nic nie znaczących hiperstruktur. Dotarło do niego również, że od dawien dawna, wszystkie logiczne decyzje były odrzucne!
            Tymczasem, obrady przeszły na sprawy administracyjne najbardziej rozwiniętych Ziemi. Delegat o ciele blond dziewczyny, i mężczyzna-diabeł bez pośpiechu udali się do wyjścia; najwyraźniej nie interesowała ich dalsza część obrad.
            Ondrey 3006 przez chwilę miał ochotę podążyć za nimi; uznał jednak że może to zostać poczytane jako nietakt. Został więc do końca, umierając z nudów.


            - Więc znacie tych ludzi, towarzyszu? – w głosie otyłego mężczyzny było coś prostackiego, zupełnie nie pasującego do jego dostojnego stroju i zaszczytnego stanowiska Naczelnika Floty Ekspansyjnej „Wiedza”. Szli po półprzezroczystym moście widokowym, rozciągniętym ponad Primusem, miastem- stolicą Ludzkości, pokrywającym eurazjatycki kontynent Ziemi Pierwszej (Ogniwa).
            - Hmm, towarzyszu Jeremiaszu 2678, gdybym ich znał, nie zadawał bym tego pytania… To jest, czy wy wiecie coś o nich - Ondreya zawsze irytowała ospałość i niekomunikatywność dzisiejszych ludzi. Ale… Nagle zdał sobie sprawę, że zdecydowanie za często myśli o czasach, w których się urodził. Zdecydował z czasem zniszczyć tą wadę. Tymczasem Naczelnik obrzydliwie odchrząknął; towarzyszący mu techsługa podał jakieś tabletki.         
            - Jakież to ważne sprawy, zaprzątające wasze obecne neurony, i nurtujące waszą zacną Theorię, spowodowały potrzebę zadania go…? – mężczyzna połknął tabletki, pokasłując.
            - Astrolabium oddelegowało mnie do przeprowadzenia śledztwa, w sprawie, w którą mogą być owi ludzie zamieszani. – astroliarcha rzadko kłamał, bo i w dzisiejszym świecie mało który człowiek miał ku temu powody. Naczelnik Jeremiasz głośno odetchnął.
            - Pokażcie mi zatem certyfikat sprawy…
            - Przypominam, towarzyszu, iż jako astroliarcha nie mam obowiązku okazywania takich dokumentów nikomu, oprócz bytów Kouncylarium, innych astroliarchów oraz zwierzchników militarnych takich jak wy, ale tylko w sytuacjach kryzysowych, w stanie materialnego zagrożenia Ciał i Theorii…
            - A zatem, astroliarcho – burknął tym samym pustym głosem Naczelnik Floty – nie znam tych ludzi… 
Ondrey 3006 wiedział, że to pewnie bzdura, ale i śledztwo było zmyślone, więc nie miał żadnego realnego argumentu, by drążyć dalej. Przystanął, patrząc w zamyśleniu na majaczący na horyzoncie ogromny kształt fortecy skrywającej Matrycę. Na zabarwionym na czerwono przez promienie zachodzącego słońca (przefiltrowane dodatkowo przez ściany hiperstruktury) niebie, unosiło się tysiące statków, których załogi – Straż Ogniwa – czekały w gotowości dnie i noce, aby bronić Pierwszej Ziemi i Matrycy przed Wrogiem.
Z pewną satysfakcją zauważył, że po raz pierwszy od bardzo dawna, znalazł coś co go zainteresowało. W czasie życia swoich kolejnych 7 ciał, niczym robot wykonywał powierzane mu obowiązki, nie wnikając w ich zasadność ani cele . Jak cała Ludzkość. Najpierw na wojnach w czasie Schizmy, potem przez kolejne kilkaset lat, na usługach nowego porządku.
Z drugiej strony uznał, że to początek utraty prawomyślności i lojalności, oraz dyscypliny umysłu kształtowanej przez otoczenie, trenowanej przez niego samego, a wymaganej przez struktury społeczne dzisiejszych czasów. Tak czy inaczej, zdecydował się tą tajemniczą sprawę braku logiki i niezwykłej uległości Kouncylarium odłożyć, z powodu natłoku innych obowiązków. Nurtowało go tylko pytanie, od kiedy to trwa? Od dni, lat, miesięcy, stuleci…?

„Terminem „Dziś” określano zwyczajowo czas od zakończenia schizmy, 500 lat temu, do faktycznego dnia dzisiejszego. Kiedy czas stanął w miejscu, a przestrzeń i odległość stały się łatwo kształtowalnymi rzeczami, wszelkie starożytne pojęcia chronoemiczne i komunikacyjne traciły znaczenie… W hiperstrukturach otaczających Ziemie, „dziś” mogło kończyć się za stulecia, lub nigdy…”
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz