piątek, 21 stycznia 2011

Dawid Szymański "Stratum" cz. I

STRATUM





„(…)Oto świat jutra, oto świat dzisiejszy. Oto świat władany przez trzy cienie bez właścicieli. Oto świat ciał do wynajęcia. Oto świat kamiennych dusz. Oto świat, gdzie czas nie płynie. Oto świat, gdzie płynie przestrzeń. Oto świat monotonni i powtarzalności(…)”

- Fragment Zaśpiewu nielegalnego Jedynego Kościoła Niepodległego Człowieka




Substrat 1: Prolog
Astrolabium – główny organ rządzący, pod wolą Kouncylarium oraz Matrycy. Ma pod sobą wszelkie inne organizacje, w tym Armię Ludzkości.
Theoria – esencja theopsioniczna człowieka, zawierająca jego osobowość. Może istnieć samodzielnie – niezdolna do interakcji fizycznych, albo  w maszynach lub w białkowych ciałach.
Wróg – cywilizacja, z którą człowiek toczy bój od paru setek lat. Znane są tylko dane militarne. Utajnione do poziomu Theta.


- Kouncylarium Główne Astrolabium wystawia opinię negatywną tej sprawie i wstrzymuje się od jakichkolwiek działań – te słowa brzmiały niczym grobowe echo w gigantycznej studni. Trzy cienie za pomarańczowym suknem; ich słowa kierujące światem.
- Lecz kolapsator posuwa się do przodu! – zirytował się człowiek w młodym ciele  - Obojętność i brak działań spowoduje wyłom w surowcu ludzkim, oraz narazi samo Ogniwo! Wróg jest u naszych bram, nie wolno zapomnieć iż trwa wojna! Do tego, Rdzą zostało już zainfekowanych ponad 900 Przestrzeni!
Odpowiedzią była cisza, Kouncylarium nigdy się nie powtarza.


„To jak krojenie cytryn, takiego owocu hodowanego w ogrodariach. Otrzymuje się plastry o zmniejszających się, w stronę biegunów, średnicach. Krojenie naszej cytryny daje nam nieskończenie wiele innych cytryn, o różniących się atrybutach”

Mężczyzna spoglądał na zatłoczone ulice z okna swej jednostki. W tym samym zbiorze, lecz określonym na innej przestrzeni, oczyma wyobraźni widział wojska Wroga niszczące monumentalne budowle wzniesione przez człowieka. Widział śmierć i pożogę.
Kouncylarium odmówiło zwiększenia nakładu wojsk w Przestrzeniach, które drążył kolapsator. Zamiast tego skierowało strumienie surowca ludzkiego na obronę Przestrzeni od 24.2.3.4 wzwyż. Nie widział w tym sensu.

- Hiperstruktura 6781 zapadła się w sobie po przejściu kolapsatora – przemawiał Lider odpowiadający za ruchy Żołnierzy Ludzkości. Miał ciało młodego mężczyzny, choć była to już zapewne tylko kolejna z setek jego powłok, w czasie jego wiecznego życia.
- Potrzebujemy wydania glejtu przewozowego oddziałów z hiperstruktury 01…
- Nie ma zgody.
Cisza zapanowała w sali. Rekwizjusz wymieniał świece na galeryjce; przez chwilę jedynym słyszalnym odgłosem były jego kroki i szelest długiej szaty.
            Młody, choć pewnie tylko lśniącym nowością ciałem, astroliarcha odważył się przemówić.
            - Obecna sytuacja powoduje więcej dezercji. Ja sam prowadzę trzy sprawy, poszukiwania dezerterów ukrywających się między Przestrzeniami.
Nikt nie zareagował.
            - Rdza pożarła ostatnio hiperstrukturę 4255! Surowiec nie jest wieczny.
            - To odnawialne zapasy siły militarnej – odezwał się jeden z cieni, tworzących Kouncylarium – Nie widzimy powodu, by ich nie używać.
            Astroliarcha w zniecierpliwieniu przeczesał swoje krótkie włosy ręką.
            - To prawda, ale są wykorzystywane nie tam, gdzie trzeba! Powinniśmy skoncentrować siły na powstrzymaniu kolapsatora, to on stanowi realne zagrożenie. Wróg nie jest…
            - Wojna musi być podtrzymana, a kolapsator nie stanowi zagrożenia. Koniec audiencji.

            „Hiperstrukturę można policzyć stosując starodawne podstawy, jak Vn = an , czy d = a x 2√n, ale ostatecznie zdaje się to na niewiele, z powodu ograniczenia percepcji przestrzeniowej rasy ludzkiej. Jednakże, pewne prawa istnieją. O ile Rdza wypacza te prawa, tak kolapsator wypacza Przestrzeń, w której się one przecież zawierają – i powoduje jej implozję. W rezultacie, hiperstruktura, jej glob i zamieszkujące ją istoty ludzkie zostają anihilowane”.

            - Jestem astroliarcha Ondrey 3006 – przedstawił się młody mężczyzna, przy E-śluzie hiperstruktury 7395 – przybywam z rozkazu dyrektoriatu wykonawczego Astrolabium.
            Tuż za ogromnymi stabilizatorami śluzy, na powierzchni znajdującej się za nią planety, rozciągało się niekończące się, gigantyczne miasto. Przypominało to patrzenie w dół, przez dziurę w niebie.
            Po zewnętrznej stronie hiperstruktury rozciągał się zawieszony w dziwnie zagiętej przestrzeni kosmicznej owalny korytarz; prowadził do następnej hiperstruktury. W istocie, dojrzeć można było kolejną Ziemię. Tą samą, lecz inną.
            - Proszę o podanie protokołu A2 oraz certyfikatu bezpieczeństwa – odezwał się techczłowiek stojący w śluzie. Był sprzęgnięty z systemem śluzy; w razie niebezpieczeństwa mógł zrobić z intruzem co tylko chciał.
            - Theoria - wiek 640 czasu odniesieniowego; ciało numer 7. Certyfikat bezpieczeństwa numer 298.32, Ordinarium Veniae.
            Techczłowiek nie zareagował w żaden widoczny sposób. Tylko przezroczyste bramy E-śluzy otworzyły się.

            - Ile pozostało czasu do osiągnięcia tej Przestrzeni przez kolapsatora?
Rozmawiali w ogromnej wieży topornej budowy. Na tej Ziemi, skolonizowanej dawno temu, nie było klastrów. Po widocznym przez wielkie okno moście przeszedł czarny mechaniczny golem; sylwetka jego eterycznego pilota ciągnęła się za nim niczym zjawa.
            - Liczymy około 2337 godzin, ujmując to w odniesieniu kartezjańskim – naukowiec nie miał rąk, zamiast nich setki przewodów złączonych z manipulatorami, obsługującymi jednocześnie setki maszyn myślących. – to będzie mniej więcej jeden obrót planety wewnątrz hiperstruktury, od momentu gdy w Pętli ujrzymy jego przód i tył.
            - A więc doba… Zdawało mi się, że kolapsator niszczy Pętle? – astroliarcha powiedział to jakby do siebie; obserwował przez okno ulice miasta.
            - Tak, ale Pętle między hiperstrukturami podają światło z wyprzedzeniem i opóźnieniem jednocześnie, w ten sposób wiemy czy kolapsator przejdzie przez Przestrzeń, czy jedynie się zbliży. Mamy kilka sekund rzeczywistych na odczytanie wiadomości – również naukowiec zdawał się wypowiadać słowa w pustkę.
            - Rozumiem. Jeśli widać w pętli jego front, nie ma się czego bać. Jeśli widać też tył – po drugiej stronie - należy niezwłocznie ewakuować hiperstrukturę.
           
„Pomysł zamykania Ziemi i jej alternatyw był bezsensowny dla szarych mas ludzi; ale dzięki temu transport trwający nawet do kilku miesięcy trwał dokładnie zero sekund. Ponadto obrona stawała się łatwiejsza, gdyż Przestrzenie Wroga i ludzkie, przestawały być połączone. To jak hiperkula wpisana w hipersześcian; dodatkowo tworząca bańkę zaginającą czas i przestrzeń wokół siebie”.

            Na płaszczyznach zewnętrznego sześcianu rozmieszczali się żołnierze, niepewnie stąpający po półprzezroczystej powłoce struktury, zabezpieczeni stabilizatorami. Były ich setki tysięcy, o słabym morale podnoszonym nieco tylko pewnością, że po śmierci dostaną drugie ciała. Między nimi czekały potępione theomaszyny, kroczące golemy pilotowane przez widmowych theopilotów. Maszerowali też przeklęci techludzie: bezduszni stalowi zabójcy, którzy tysiące lat temu zdradzili Ludzkość wraz z eterycznymi. Dziś obydwa gatunki pokutują w służbie ludzkości.
            Wszyscy wyczekiwali w napięciu, wpatrzeni w bezkres kosmosu; a raczej jego zapętlone światło: oczekiwali na przybycie kolapsatora. Tylko astroliarcha Ondrey 3006 był spokojny. Nie udało mu się co prawda przekonać Kouncylarium Astrolabium by zwiększyli ilość wojsk w tej przestrzeni, jednakże miał nadzieje iż po ujrzeniu własnymi oczami kolapsatora znajdzie w nim jakiś słaby punkt. O życie się nie martwił; zarchiwizował już theorię oraz dał rozkaz do przygotowania nowego ciała.

            - Przechwycone koordynaty flotylli Wroga wskazywałyby jej obecność w ponadwymiarze obecnej Przestrzeni; nie sądzimy jednak by ryzykowali zbliżenie się do kolapsatora. Być może jest to siła zapasowa, gdyby kolapsator jednak nie przeszedł przez Przestrzeń.
            - To bzdury - Astroliarcha zirytował się. – Nie ma żadnego dowodu na to, że kolapsator to maszyna Wroga, poza tym jego posunięcia nie raz zniszczyły też flotę oraz planety Wroga!
Mimo to, adiutant nie stracił pewności siebie.
            - Panie, to fakt iż pochodzenie kolapsatora jest niepotwierdzone, ale dotychczasowe fakty mogłyby jednoznacznie wskazywać…
            - To nie są fakty, lecz przypuszczenia oparte na zbiegach okoliczności. Jedyne z czym się mogę zgodzić, to to, iż Wróg potrafi w pewien sposób przewidywać ruchy kolapsatora, nie potrafi jednak przewidzieć czy przejdzie przez daną Przestrzeń, czy ją ominie.
            Adiutant spojrzał na Ondreya 3006 pustymi oczami. Nie było w nich jakichkolwiek emocji. Czas uciekał.

            Flota wojenna unosiła się nad powierzchnią zewnętrzną hiperstruktury, lecz jeszcze w obrębie pętli granicznej Przestrzeni. Ogromne statki różnego typu, sterowane przez maszyny myślące i nadzorujących je ludzi czekały na nadejście jakiegokolwiek wroga – nieważne, czy miałby być to Wróg, czy kolapsator, czy ktoś jeszcze inny. Walki często toczyły się na planecie – ale, większość odbywała się na powierzchni sześcianu ją otaczającego. A że był to niesłychanie rozległy teren, do tego pomnożony przez 6 – bitwy były na bardzo dużą skalę. Jedyne czego się obawiano to niespodziewanego nadejścia Rdzy, która podobnie jak kolapsator była wielką tajemnicą.

            „Po odkryciu wielowymiarowości wszechświata i samej Ziemi, nie było sensu budować drogich statków gwiezdnych i szukać planet do kolonizacji. Wystarczyło skolonizować nieskończenie wiele razy starą Ziemię, a raczej jej alternatywy.”

            Pętla ukazała wreszcie front kolapsatora. Był daleko, ale jego ogrom sprawiał że był doskonale widoczny. Przypominał kilka połączonych ze sobą orientalnych świątyń; pełen rzeźbionych twarzy i wielorękich rzeźb, pulsujących owadzich kształtów, wciąż zmieniających się. Tak naprawdę jednak, nie dało się go porównać do niczego, gdyż jego powierzchnia wciąż zmieniała się. Tu i tam wszędzie znikały i powstawały kształty, kończyny, twarze, wieże, bramy. Obserwowanie tego kalejdoskopu prowadziło prosto do szaleństwa, którym kolapsator w istocie był.
            Teraz oczy wszystkich były zwrócone na przeciwległy kraniec pętli, gdzie ukazanie się, lub nie, rufy ogromnej machiny, przesądzało o najbliższych godzinach wszystkich zebranych na powierzchni hiperstruktury oraz ludzi żyjących na planecie wewnątrz niej.
            Astroliarcha Ondrey 3006 panował na emocjami. Dla niego nie miało to znaczenia – no, jeśli implozja nie zaszłaby, wtedy może stracił by trochę doświadczenia, które miał nadzieje tu uzyskać. Astrocom transmitował nieustannie jego myśli poprzez wymiary, do archiwizacji jego Theorii, aktualizując ją. Tymczasem on sam spoglądał poprzez półprzezroczyste podłoże na Ziemię pod nim. Zwyczajnie zabijał czas; jeśli pętla przekaże nadejście kolapsatora, wszyscy narobią dostatecznie dużo wrzawy by się o tym zorientował; nie widział sensu w gapieniu się na niebo.

            Jednakże, czas płynął, front kolapsatora zbliżał się, ale jego tył wciąż nie był widoczny z drugiej strony pętli. Morale i nadzieje rosło. Dostrzeżono za to zjawisko poza pętlą, w nadwymiarze: wycofująca się flota Wroga. Coś mimo wszystko było nie tak.
            - Musieli coś wykryć; być może coś co zagroziłoby i Przestrzeni, i nadwymiarowi wokół niej – odezwał się adiutant – do tego okres krytyczny minął, a kolapsator nie ukazał się drugiej strony. Nie przejdzie przez Przestrzeń. Hiperstruktura jest bezpieczna.
            - Nie byłbym taki pewien – przerwał Ondrey 3006 – co mogło by spowodować świadomą zmianę kursu kolapsatora, oraz odwrót floty Wroga?
            Nie musieli długo czekać na odpowiedź. Wszystko zaczęło się trząść, a w kilku miejscach wypaczyła się grawitacja powierzchniowa: kilku żołnierzy uleciało w kierunku powłoki Przestrzeni, kilku zostało wchłoniętych w powierzchnię sześcianu, która zaczęła zmieniać się gdzieniegdzie niemalże w płyn.
            - Rdza!! Przenika przez sześcian! Trzymajcie się, to chwilowe!!
W pewnym miejscu otworzyła się wielka czarna otchłań: w ułamku sekundy stojące tam maszyny i ludzie spadli na Ziemię poniżej, skazani na spalenie się w jej atmosferze, lub - jeśli ich pancerze by przetrzymały temperaturę - śmierć przez upadek z 134,4 tys. km wysokości.
            - Ewakuujcie ludzi do jednej z awaryjnych hiperstruktur! Nieważne, której! Odpowiedzialnośc biorę ja. – krzyczał adiutant. Astroliarchę, który starał się utrzymać równowagę na trzęsącym się podłożu, zdziwił nagły przypływ człowieczeństwa u tego, jak sądził, pozbawionego emocji człowieka.
            Jeden z ogromnych statków rozbił się o ścianę hiperstruktury, zabijając swoją załogę i kilkuset żołnierzy, na których spadł. Ci, którzy nie zostali zabici przez eksplozję, zostali odrzuceni w dal, do granic Przestrzeni. Chaos, krew, śmierć, obrazy klęski. A wszystko w cichej kołysce półpróżni, niczym makabryczny stalowy cyrk, prowadzony przez niemych.
            Nagle nastał spokój.

„Początek prowadzi do końca, a potem do kolejnego początku - zasada Lloyda”

            - Wypaczone zostają molekuły tworzące poszczególne obiekty, czy to budynki, czy pojazdy – tłumaczył naukowiec, który zamiast twarzy miał złącza. Jego głos dochodził z licznych głośników wszczepionych w jego zakazane techciało. Lecieli statkiem powietrznym nad zdewastowanym miastem, gdzieś nad wschodnią Azją.
            - Proszę spojrzeć tam – naukowiec wskazał budynki powyginane w dziwne kształty, stopione jeden z drugim, pełne pulsujących ścian, lewitujących elementów. Astroliaracha był znudzony: skutki przejścia Rdzy widział wiele razy; dziś chciał ujrzeć skutki przejścia kolapsatora, co nie nastąpiło.
            - Dodatkowo, theopsioniczne oddziaływania w zakażonych Przestrzeniach mogą oddziałowywać na theorie ludzkie, formując eteryczne widziadła i zjawy. Nie jest poznane, w jaki sposób te twory mogą wpływać na rzeczywistość, ale ma to związek z psionicznymi możliwościami każdej Theorii..
            - Mam dosyć tych bzdur – przerwał Ondrey 3006. – Znacie już powody istnienia Rdzy, oraz jak jej zapobiegać skoro tak się tym fascynujecie?
Naukowiec nie odpowiedział.
            Statek leciał teraz nad Machinatornią – ogromnym kompleksem fabryk, w którym wytwarzano niemal wszystko, lecz głównie broń do walki z Wrogiem. Po przejściu Rdzy, Machinatornia stała się upiornym morzem fantasmagorycznych kształtów i zjawisk. Astroliarchę przeszły lekkie ciarki, na myśl, że miałby znaleźć się w jej wnętrzu.
            Ta Ziemia była już martwa. Stała się scenerią z horroru, z wypaczonymi prawami fizyki i chemii; niedługo hiperstruktura zapadnie się w sobie i cała Przestrzeń wraz z nią. Jeśli nie, stanie się straszliwym, wiecznym pomnikiem klęski i przegranej z nieznanym.





1 komentarz:

  1. Dosyć istotnym problemem tego opowiadania-rzeki jest w sumie niejasność intrygi, gdyż za bardzo skoncentrowałem się na epickości i technologicznych wymysłach. No i jednak było to pisane kawał czasu temu:). Miałem w ogóle w planach napisanie tego od nowa, tylko ciągle czas...

    OdpowiedzUsuń